Rozdział 1

Klaus

Pędziłem tam. Ale w sumie po co? Zgubiłem sens mojej wyprawy gdzieś po drodze. Marcel prosił, abym się tam zjawił, abym pomógł mu przejąć władzę nad miastem, bo jakby nie patrzeć to przeze mnie ją stracił. Jakby mnie to obchodziło, ma szczęście, że nie mam nic lepszego do roboty. Chociaż jest w tym troche racji. Nudziłem się, byłem zazdrosny i może troszkę namieszałem, wielkie halo. Nie zmienie tego kim jestem, taka już moja natura. Przez wiele wiele lat żyłem w ten sposób, czerpiąc radość z nieszczęścia innych. To uzależnia. Wiele osób przeze mnie cierpiało, wiele też zginęło. Dzięki temu mam wielu wrogów i niewielu ludzi, którzy czują do mnie jakąkolwiek więź. Zresztą ta druga grupa maleje z dnia na dzień. No cóż, jestem pępkiem własnego świata. Poza tym jestem skazany na wieczność, więc dlaczego nie mogę jej trochę urozmaicić? Kiedyś byłem dobry, jednak bycie czarnym charakterem jest o niebo lepsze. Zabawnie jest widzieć strach innych na sam dźwięk mojego imienia. Klaus Mikaelson – potwór. Czym zasłużyłem sobie na takie określenie? Otóż nie jestem tylko wampirem. Jestem jednym z pierwszych, pierwotnym. Jakby tego było mało jestem też hybrydą wampira i wilkołaka. W gruncie rzeczy, nie można mnie zabić, więc niczego się nie boję. Mogę robić co mi się żywnie podoba. Jednak nie tylko to mnie różni od reszty. Zwykle wampiry wyłączają swoje człowieczeństwo, aby nic nie czuć i zabijać bez jakichkolwiek zachamowań. Ja tego nie robię. Tłumię w sobie uczucia. Nikt mnie tak na prawdę nie zna, nawet moje rodzeństwo. Nikt nie spodziewa się, że pod maską potwora tak na prawdę cierpię.

W końcu dotarłem tam, do jednego z barów gdzie Marcel i jego wampiry byli już w środku. Bezszelestnie wszedłem do środka. Przed nimi stała także kobieta, prawdopodobnie czarownica. Kiedy mnie dostrzegła wymamrotała tylko ” zapamiętajcie moje słowa ” po czym wyszła. Zająłem miejsce niedaleko Marcela.
– Ou, niedobra czarownica zalazła za skórę? Może powinienem ją tu przyprowadzić i postawić do kąta?
-Śmiej się śmiej Klaus, zamiast otrzymać jakiekolwiek wskazówki, dostałem przepowiednie o wojnie i cierpnieniu, które ma nadejść. I jak myślisz, przez kogo to się stanie? Jak zwykle powodem jesteś Ty i Twoja rodzina.
-Zabawne, dobrze wiesz do kogo się zwracasz, a nawet nie słychać choćby nutki lęku w Twoim głosie. Czemu mnie to nie dziwi? No i skąd pomysł, że chcę wszczynać wojny? – nie miałem tego w planach, na prawdę. Przynajmniej na tę chwilę mój grafik był pusty, nikt nie zalazł mi za skórę od 19 godzin.
-Wystarczy, że tu jesteś. Podobno jest ktoś kogo się boisz, kto szuka Ciebie i Twoje rodzeństwo. Jest potężny,a co najlepsze, zna sposób, aby Cię zabić. Czy to prawda? Wiesz o kim mowa?
Niemożliwe. Czułem jak grunt sypie mi się pod nogami. Jakim cudem nas znalazł? Może czarownica blefuje? Tak, to na pewno blef. Cholera, a co jeśli nie?
– Mikael…

***

Alkohol – on jedyny pomaga nam przetrwać palące pragnienie krwi. Zawsze kiedy ogarnia mnie wściekłość, w parze z nią przychodzi pragnienie. Dlatego też mam na koncie tyle ofiar. Szkopuł w tym, że często jestem zły. Jednak teraz nie było czasu na zabawę. Po tym jak oznajmiłem wiadomość rodzeństwu, po zapewnieniach, że zrobię wszystko byśmy byli bezpieczni, nie mogłem tego po prostu olać. Nie mogliśmy uciec, bo to by nic nie dało. Jedynym sposobem było stawienie czoła Mikael’owi. Musiałem sobie dolać. Kolejna butelka whisky? Barman spojrzał się wręcz współczująco, pewnie wziął mnie za alkoholika z niezłym stażem. Gdybym nie był wampirem, pewnie nie usiedział bym na tym krześle, jednak w naszym organiźmie rozprowadza się on zupełnie inaczej.
-Dla mnie też dolewka – powiedziała dziewczyna z (przysięgam) najpiękniejszym głosem jaki w swoim caloym życiu słyszałem. Gdybym tylko zabrał ją do siebie, czy krzyczałaby równie słodko? Oj, chyba dość już alkoholu.
– Mirando, spokojnie.
– Oj nie marudź tylko nalewaj. Jest weekend, pora na zabawę.
– Może warto posłuchać poczciwego barmana, kochana – powiedziałem z uśmiechem kiedy dziewczyna zachwiała się i podtrzymała mojego ramienia.
– I kto to mówi. Obserwowałam Cię, masz głowę do picia. Czyżbym znalazła kompana na dzisiejszy wieczór?
Wtedy spojrzałem na nią po raz pierwszy. Nietypowa uroda, piękne oczy i zniewalający uśmiech. Pewnie większości zrobiłoby się jej szkoda, zostawiliby ją w spokoju i zadowolili się byle kim spotkanym na ulicy. Ale cóż mam powiedzieć, sama się o to prosi. Dotrzymam jej towarzystwa, a w zamian oczekuję tylko trochę krwi. No dobra, zapewne dużo, dużo krwi. Biedna niczego się nie spodziewa. No w końcu jakiś ciekawy zwrot akcji.
– Czyli tak, piękna nieznajoma podrywa w barze biednego i mega przystojnego miejscowego, jak zakończy się ta historia?
-Jeśli chodzi o mnie to nie chciałabym, aby się skończyła – powiedziała z powagą patrząc prosto w moje oczy. Albo w to wierzyła, albo była dobrą manipulantką. Było mi wszystko jedno, coraz bardziej mi się podobało.
-A co jeśli odkryjesz, że jestem złym chłopcem? – Nie mogłem się powstrzymać. Bylem ciekawy jej odpowiedzi. W pewien sposób intrygowała mnie.
– Uwielbiam niegrzecznych chłopców. – wyszeptała pochylając się. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Czułem jej oddech na sobie co przysporzyło mnie o ciarki. Serio? Byle dziewczyna może tak na mnie działać? Tego było za wiele, trzeba przejść do ataku.
– W takim razie może zmienimy miejsce? Jest już późno, niedługo zamykają, a znudziło mi się już siedzenie wśród tych wszystkich pijaków. – uśmiechnęła się po czym spojrzała na zegarek.
-Szczerze mówiąc powinnam już wracać do domu. Nie zrozum mnie źle, po prostu stanowczo za dużo wypiłam. – cholera. – Możesz mnie odprowadzić do domu jeśli chcesz. – O! Już lepiej.

2 myśli w temacie “Rozdział 1

Dodaj komentarz